Dwa skrajne oświadczenia w sprawie jednolitej ceny książki

Dziś kilka słów na gorący ostatnio temat jednolitej ceny książki, określanej mianem ustawy Langa (loi Lang — od nazwiska Jacka Langa, francuskiego ministra kultury, który w 1981 roku wprowadził takie rozwiązanie). W modelowym rozwiązaniu rodem z Francji chodzi o to, by wyrównać szanse współpracy między oficynami wydawniczymi (i dużymi, i małymi) oraz sieciami księgarń i małymi, niszowymi księgarenkami. Rozwiązanie wydaje się więc znakomite. Ale są też głosy radykalnie sprzeciwiające się ustawie.

O co chodzi?

Chodzi o to, by przez rok od wydania książki ograniczyć ustawowo rabaty udzielane dystrybutorom i utrzymać je na poziomie na przykład 10% od ceny okładkowej.

Na Facebooku można było przeczytać ostatnio dwa oświadczenia. Pierwsze, sygnowane nazwiskiem dyrektora handlowego Wydawnictwa Czarne, zamieściła na swoim profilu Monika Sznajderman, właścicielka oficyny. Możemy w nim przeczytać, że w latach dziewięćdziesiątych, aby zapobiec zawyżaniu cen książek, wydawcy zdecydowali się drukować na okładkach ceny (to tak zwana cena okładkowa, o której pisałem przy innej okazji) i udzielać od nich rabatów dystrybutorom, dla ksiagarń było to 25‒30% ceny detalicznej, natomiast dla hurtowni nawet 40%. Jednak przez ćwierćwiecze rynek zmienił się na tyle, że upusty te stanowią obecnie średnio połowę ceny, a sięgają nawet do 60%, co powoduje wzrost cen okładkowych książek. Obserwowany jest też trend przeniesienia zakupów, również książkowych, do Internetu. Prowadzona w ten sposób działalność jest obciążona znacznie niższymi kosztami, więc towar można sprzedać taniej, bowiem nadwyżkę rabatu hurtownie internetowe oddają klientom. W oświadczeniu czytamy:

Sytuacja jest więc kuriozalna, bo wydawcy drukują na książkach ceny, których w zasadzie nikt nie przestrzega, co powoduje tylko bałagan i napiecia między klientami a księgarzami i księgarzami a wydawcami. Księgarnie, dla książki papierowej, są niezbędnym ogniwem rynku. Bez księgarni sprzedaż książek spadłaby jeszcze bardziej (a w Polsce średni nakład książki jest niższy niż w Czechach i Holandii), co oczywiście spowodowałoby wielokrotny wzrost cen zarówno książek papierowych jak i wersji elektronicznych. A więc w interesie wydawców jest każde działanie wspierające księgarnie tradycyjne w nierównej walce ze sprzedażą internetową.

Sformułowane w oświadczeniu wnioski są następujące: ustawa nie spowoduje wzrostu cen okładkowych (Czarne chce zmniejszyć rabaty dla partnerów handlowych, co ma doprowadzić do spadku cen drukowanych na książkach nawet o 10%); na początku wzrosną co prawda ceny nowości dystrybuowanych przez księgarnie internetowe, ale inne kanały sprzedaży będą dysponować książkami z obniżonymi cenami okładkowymi, wszystko się więc wyrówna; książkę po roku będzie można sprzedawać taniej, a za kilka lat dzięki wprowadzeniu ustawy sprzedaż książek wzrośnie, zwiększą się też nakłady, ale ceny spadną.

Oświadczenie podpisał Piotr Bagiński — człowiek od lat związany z branżą wydawniczą i księgarską. Dyrektorem handlowym Wydawnictwa Czarne jest od 2013 roku, wcześniej przez dziesięć lat pełnił taką funkcję w Wydawnictwie W.A.B., a jeszcze wcześniej podejmował decyzje jako współwłaściciel i członek władz spółki Matras, wydawał też prasę — widać więc, że ma duże doświadczenie i znajomość rynku. Dlatego jego słowa trzeba traktować poważnie, jest on przecież ekspertem i znawcą dystrybucji książek w perspektywie marketingowej i ekonomicznej. Czy jednak entuzjastyczne nastawienie do ustawy nie jest zbytnio jednostronne?

Oświadczenie Bonito.pl

Oświadczenie wydała też jedna z największych księgarni internetowych w Polsce — Bonito.pl (udział księgarni w rynku internetowej sprzedaży książek wynosi 20%). Zarząd firmy pisze, że w tym roku klienci księgarni zaoszczędzą 70 milionów złotych dzięki oferowanym przez Bonito.pl rabatom, których nie byłoby, gdyby ustawa została wprowadzona w życie.

Podaną kwotę można przemnożyć pięciokrotnie odnosząc się do wszystkich czytelników kupujących w internecie, ponieważ posiadamy 20-procentowy udział w tym rynku. Od ponad 11 lat jesteśmy w stanie zorganizować naszą firmę tak, by oferując tak korzystne ceny czytelnikom, być firmą rentowną, płacącą podatki w Polsce, zatrudniającą legalnie około 300 pracowników i płacącą terminowo ponad 700 współpracującym z nami wydawcom. Dzieje się tak dzięki rozwijającemu się od ponad ćwierć wieku w Polsce dostępowi do internetu i internetowego handlu, z którego korzysta już ponad 80% Polaków. Dzięki temu można śmiało stwierdzić, że jeszcze nigdy nie było tak łatwego dostępu do książek jak w chwili obecnej, gdzie czytelnik z każdego zakątka Polski może zamówić dowolny tytuł z dostawą w dowolne miejsce — czytamy w oświadczeniu Bonito.pl.

Oczywiście, może być to forma obrony przed upadkiem, a w najlepszym przypadku — radykalnym spadkiem sprzedaży. Ale z drugiej strony, konfrontując oba oświadczenia, trudno sobie wyobrazić, by sięgające 40% rabaty od ceny okładkowej mogły być zrównoważone przez sprzedawane bez rabatu (czy z małym rabatem), ale w cenie o 10% niższej książki.

Co z zakupami przez internet?

Dla wielu osób internetowe zakupy stanowią najwygodniejszy i najtańszy sposób nabywania dóbr, także książek. Taki sposób rozumowania obrazuje prosty przykład: 34,90 — to cena okładkowa Portretu młodej wenecjanki Jerzego Pilcha. Bonito.pl oferuje ją za 26,18 — to dwudziestoprocentowy rabat. Na stronie Wydawnictwa Literackiego obowiązuje rabat piętnastoprocentowy (29,67), a gdy zapłacę cenę okładkową, będę miał i papierowe wydanie, i e-booka. Gdyby cena książki była o 10% niższa i nie obowiązywał rabat, i tak zapłaciłbym więcej. Od niższej o 10% ceny okładkowej musiałbym dostać kolejne 15% rabatu, żeby zapłacić podobną kwotę. Dlatego bez podania konkretnych cen i symulacji, jak wyglądałyby rynek książki po wprowadzeniu ustawy (czy obecne ceny się utrzymają, tyle że w wyniku innych przeliczników), trudno będzie przekonać przyzwyczajonych do korzystania z księgarń internetowych czytelników do tego pomysłu.

Ale jest w tym wszystkim coś bardzo niepokojącego, stanowiącego smutną diagnozę naszych czasów. Przesunięcie dystrybucji książek na rynek sprzedaży internetowej sprawia, że wiele księgarń, zwłaszcza małych, lokalnych i niszowych, nie przynosi zysków, przez co są one likwidowane. A nie ma gorszego bólu dla bibliofila.

A jakie są Wasze przemyślenia na ten temat? Jestem ich bardzo ciekawy, więc piszcie!

Oświadczenie Bonito.pl znajdziecie tutaj, natomiast stanowisko Wydawnictwa Czarne tu.

Podaj dalej!

Facebook
Twitter
LinkedIn
Polityka prywatności
© WIELE KROPEK 2017‒2021

Skontaktuj się ze mną!

Błąd: Brak formularza kontaktowego.